sobota, 30 kwietnia 2016

Zęby darowanego konia - recenzja kosmetyków Be Organic

Znacie markę Be Organic? Ja usłyszałam o niej po raz pierwszy (i - prawdę mówiąc - jedyny, chociaż jednym okiem i kawałkiem ucha śledzę nowinki kosmetyczne) w grudniu zeszłego roku. Ich zestaw kosmetyków do pielęgnacji twarzy czekał na mnie pod choinką u rodziny numer 2, jak ten darowany koń, któremu teraz bezczelnie zaglądam w zęby.

Dwa na trzy produkty Be Organic zawierają jedzenie, czy to dobrze? // foto: madam z.



Mój zestaw - jak to zwykle bywa - zapakowany był w spore pudełko z plastikowym okienkiem. Takie wiesz, z serii "otworzyć i wywalić" - dla mnie to pierwszy minus i czas na dygresję. Mam w głowie coś takiego, że od marek reklamujących się jako naturalne i organiczne oczekuję przemyślanego wizerunku, obejmującego też ograniczenie produkcji śmieci. Dobrze ogarnęło to Resibo pakując się w solidne tuby, które można upcyklingować i używać przez długi czas. 
Wracając jednak do meritum. W skład zestawu weszły trzy kosmetyki: mleczko do demakijażu JAGODY GOJI & ACAI, peeling myjący do twarzy BAMBUS & RYŻ oraz krem do twarzy MASŁO KAKAOWE & KWAS HIALURONOWY. Każdy z tych produktów został opatrzony eleganckimi epitetami, takimi jak "łagodny", "wygładzający", "stymulujący" i "odmładzający". Do tego dorzuć sobie garść zapewnień o organicznych wyciągach roślinnych i certyfikowanych olejach (pełne składy dostępne są na stronie producenta) i masz kosmetyki idealne, prawda? Prawda? Tylko że jak to zachwyca,  kiedy zupełnie nie zachwyca?

Widzisz, byłam niesamowicie podekscytowana tym prezentem, nie tylko dlatego, że był miłą niespodzianką, ale też trafił, wydawałoby się, idealnie w moje gusta i potrzeby. Od razu rzuciłam się na krem do twarzy (z kartonika wypadła mała saszetka z nasionami kolendry do wysiania, taki bonus, czemu nie), myśląc, że to właśnie masło kakaowe i kwas hialuronowy uratują moją przesuszoną, odwodnioną skórę. Pierwsze zaskoczenie - po odkręceniu szerokiego pudełka od razu dostałam dostęp do zawartości - producent postanowił nie zabezpieczać kremu ochronną folią. Dla mnie znaczy to tyle, że każdy perwersyjny sprzedawca mógł był umoczyć swoje brudne palce i inne części ciała w moim kremie, następnie zakręcić go, schować do pudełka i sprzedać. Drugim zaskoczeniem okazała się konsystencja, której bliżej do mleczka, niż kremu (zwierającego masło kakaowe, które nie grzeszy miękkością, więc jak to?). Użytkowanie było koszmarem - nabieranie rzadkiego mazidła ze słoiczka o ogromnej średnicy okazało się loterią - chyba ani razu nie trafiłam z odpowiednią ilością, skutkiem czego krem lądował na twarzy, szyi, dekolcie, uszach i łokciach. Nie lubię takich akcji, taka upierdliwość z rana oznacza wielki minus ode mnie dla producenta.
Krem okazał się nijaki w porywach do uciążliwego. Na mojej twarzy bardziej zasychał, niż się wchłaniał, pozostawiając lekko klejącą warstwę z tendencją do rolowania (ale może to wina tego, że nie dało się go nakładać w rozsądnych ilościach). Producent obiecuje, że krem "zapewnia optymalny poziom nawilżenia, aktywnie regeneruje i chroni przed działaniem wolnych rodników, nadając promienny i młody wygląd". Używałam go regularnie przez trzy miesiące, przez cały ten okres musiałam wspomagać skórę olejkami, ponieważ ciągle miałam wrażenie, że nie jest wystarczająco nawilżona, a chwilami wręcz skóra była zaczerwieniona i piekąca z przesuszenia. Krótko mówiąc, krem do twarzy Be Organic okazał się dla mnie wielkim rozczarowaniem, był upierdliwy w użytkowaniu i nie zrobił nic dobrego mojej skórze.*

Peeling zapowiadał się równie dobrze - kiedy wpadł w moje ręce byłam akurat na etapie poszukiwań jakiegoś delikatnego ścieraka. Szybki test wzbudził wielkie nadzieje, bo substancja ścierająca wydawała się niezwykle drobno zmielona. Co z tego, kiedy te drobinki utopiono w mazi tak rzadkiej, że przeniesienie jej z dłoni na twarz graniczy z cudem? O ile udaje się użyć kosmetyku na policzkach, dzięki magicznym właściwościom zagłębienia dłoni, o tyle oczyszczenie z jego pomocą skrzydełek nosa (które, nie oszukujmy się, są, najbardziej newralgicznym punktem w tym etapie pielęgnacji) czy czoła graniczy z cudem. Tak już dziwnie mam, że używając peelingu chcę przy jego pomocy wykonać masaż całej twarzy, nie tylko szorować policzki. W związku z tym serdecznie nie polecam produktu Be Organic (ale jeśli ktoś bardzo chce spróbować, to zostało mi jeszcze pół butli, które chętnie oddam, żeby nie musieć się z nim dłużej męczyć).

O mleczku do demakijażu mogę powiedzieć tyle, że jest tłuste i dzięki temu... zmywa makijaż. Niebywałe, nie? Dzięki temu, że jako jedyny kosmetyk z całej bandy wydaje się prawidłowo spełniać swoją funkcję, ten produkt (do którego - z niezrozumiałych dla mnie przyczyn - upchnięto popularne superfoods) dostaje order z banana jako najlepszy w zestawie Be Organic. Brawo on.


Zęby tego organicznego darowanego konia okazały się być krzywe i nadpsute. Nie wygra on złotej marchewki, ani wiadra owsa. Szkoda, bo chciałabym, żeby wszystkie polskie, naturalne marki były totalnymi hitami i zbierały tylko pochwały. No ale, trudno. Co zrobisz? Nic nie zrobisz.




*Nie wykończyłam tego nijakiego kosmetyku do zera. Z ogromną ulgą przerzuciłam się na kremy Firtomedu. Po dwóch tygodniach czuję się, jak po przeszczepie skóry na lepszą i spokojnie mogłabym ograniczyć nawilżanie do jednego razu dziennie.

11 komentarzy:

  1. Mam uczulenie na kremy nie-w-tubkach albo nie-z-pompką.
    Jesteś kosmetycznym Gombrowiczem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo perwersyjni sprzedawcy? Ja nie mam takiej fazy bakteriologicznej jak ty, ale czasami produkt aż się prosi o wygodny aplikator.
      Błagam, Gombrowicz wywierca właśnie tunel ze swojego grobu w twoją stronę, żeby dać ci w ucho za ten tekst. :)

      Usuń
    2. Może nie sprzedawcy, ale ludzie - z pewnością.
      Byłam na sztuce o Gombrowiczu (i Mrożku), w której Gombrowicza grał Englert i grał go z taką swadą! Faktycznie, G. mógłby to zrobić, pod kołderką fałszywej miłości do świata.

      Usuń
  2. Bomba, szkoda, że lata temu nie było takich blogów. Brzmi jak moje przygody z kosmetykami kiedyś :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozostaje nam się cieszyć, że są teraz i czerpać z ich bogactwa - jestem laską stojącą przed półką w drogerii z kremem w jednej i odpalonym internetem w drugiej ręce, staram się nie kupować nic bez sprawdzenia chociaż jednej recenzji. :)

      Usuń
  3. Jeju serioo? Czytałam i jakbyśmy używały zupełnie innych kosmetyków :O Mam zestaw do twarzy z be organic + jeszcze serum i jak dla mnie wszystko jest rewelacyjne. Krem faktycznie ma rzadką konsystencję, ale bez przesady, że mleczko... Poza tym nie trzeba być wirtuozem, żeby szpatułką nie nabrać odpowiedniej ilości. Używam go tylko na noc (nie ma UV) i nawilża miodzio. Mleczko oczyszcza idealnie i skóra jest po nim mięciutka, a peeling używam dużo częściej, niż to napisane na opakowaniu. Jedyny jego minus, że składniki lubią się rozwarstwiać i opadają na dno, ale przed każdym myciem wstrząsam po prostu buleteczką. :D Masz fajny styl pisania, ale trochę to brzmi jakbyś szukała dziury w całym, żeby to lepiej wyglądało... No ale co ludzie, to opinie :D ja lubię polskie marki, szczególnie organiczne, i żadna mnie jeszcze nie zawiodła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak piszesz - co człowiek, to opinia. Fajnie, że u ciebie Be Organic się sprawdziło, dla mnie to była padaka, ale dopuszczam oczywiście opcję, że po prostu nie jesteśmy kompatybilni. Albo może miałam np. felerną serię, to też możliwe przecież, prawda? Natomiast absolutnie nie szukam dziury w całym - tak jak pisałam, byłam bardzo podekscytowana perspektywą przetestowania nowej polskiej organicznej marki, ale spotkanie nie należało do udanych. Bywa, nie? :)
      Dziękuję za to za komplement odnośnie stylu, to dla mnie ważne. :) Wpadnij ponownie!

      Usuń
    2. Autorki bloga grubo przesadziłaś. To że krem się U CIEBIE nie sprawdzil to nie znaczy ze jest zły. Jak dla mnie to jeden z lepszych kremów do skóry tłustej. A składniki kosmetyczne producent może dodać w różnej ilości. Nie rozumiem tego czepiania się. Recenzja niepełna jak dla mnie i bardzo subiektywna. Pozdrawiam. Ala

      Usuń
    3. Cześć, Ala! Bardzo się cieszę, że Tobie krem podpasował. Wydawało mi się, że rozpoczęciem akapitu o nim od "na *mojej* twarzy" i podsumowanie, zawierające frazę "*mojej* skórze" w wystarczający sposób da znać czytelnikowi, że zdaję relację z własnych odczuć i osobistego stosowania kosmetyku. Tym bardziej, że gorąco wierzę, iż każda recenzja - ze swej natury - jest subiektywna, inaczej nie byłaby recenzją. Wzrusza mnie również, że zadałaś sobie trud obrony kremu do twarzy na półmartwym blogu pod wpisem sprzed ponad roku. To godne podziwu oddanie, krem musiał naprawdę sprawdzić się na twojej tłustej cerze.

      Usuń
  4. Dzięki za szybką odpowiedź. Wpadnę, wpadnę. :) dopisuję do mojej listy śledzących, tym bardziej, że też lubię Szczecin. Z kosmetykami wszystko bywa, tak. Może nie grają z Tobą, ale u mnie na szczęście świetnie się sprawdzają i na pewno będę wracała do nich (na szczęście, bo nie dostałam, a sama kupiłam za ciężko zarobione piniondze ;p ). Mam jeszcze balsam do ciała od nich i polecam użyć - może ciało będzie bardziej kompatybilne niż twarz :D

    OdpowiedzUsuń

Mów do mnie.