wtorek, 26 lipca 2016

Wyznania o niedoskonałości

Laski mają narąbane w głowach. Kolesie pewnie też, ale to z laskami więcej rozmawiam szczerze o większej liczbie rzeczy i widzę, jak z nich (z nas) wycieka to ciągłe poczucie niedoskonałości, porażki, niezdatności do życia. Widzę, jak wsysamy nosem, paszczą, oczami i uszami nakaz bycia idealnymi. Nawet, jeśli oficjalnie nam to dynda, zarzekamy się, że nie, że chujowa pani domu i nikt nie będzie mi mówił, jak mam wyglądać. Ta presja czai się w tyle głowy, albo zupełnie z przodu i pohukuje złośliwie w różnych momentach te wszystkie "nie jesteś dość dobra!" i "inni robią to lepiej!".

Nie znam żadnej kobiety, o której mogłabym powiedzieć, że jest brzydka. Ale chyba każda kobieta, jaką znam, byłaby w stanie na jednym wdechu przez trzy kwadranse wymieniać wszystko, co jest nie tak - z jej ciałem, z jej życiem, z jej głową.


Wszystkie jesteśmy nie dość bladymi królewnami // grafika: Kaja Kleśta, spektakl do zobaczenia w szczecińskim Teatrze Lalek "Pleciuga"


Całym sercem jestem za odwróceniem tej sytuacji. Za zrobieniem z niedoskonałości - normalności. Za odkręceniem tej całej machiny presji i wymagań, którym sprostać mogą tylko wielozadaniowe roboty.

Nie jestem wielozadaniowym robotem. Jestem człowiekiem, a to jest lista moich normalnych niedoskonałości.

Czasami dwa dni pod rząd noszę te same skarpetki (poddając je testowi nosa), bo pranie spadło na ostatnie miejsce listy priorytetów (przegrywając z odpoczynkiem lub ginąc w mrokach niepamięci).

Wolę grać w Lego Star Wars niż myć wannę.

Żyję w mieszkaniu, w którym obłażą tapety, a na ścianach króluje pastelowa żółć*. Czasami wzdycham do tych wszystkich estetycznych wnętrz z Pinteresta i Instagrama, ale po pierwsze - nie stać mnie obecnie na taki standard, a po drugie - i tak nie byłoby nic widać spod sterty ciuchów, bo...

... składania i chowania wysuszonego prania nienawidzę niemal równie mocno jak rozwieszania mokrego. Uważam, że pranie powinno się samo: wstawiać, robić, suszyć, składać i odkładać do szafek.

Utopiłam telefon w klozecie. Być może więcej, niż raz.

Sałatkę z serii "zjedźmy coś zdrowego i lekkiego" zagryzam czosnkową bułą z Lidla. Albo dwiema. I bekonowymi chrupkami. Bo leżały.

Są tygodnie, kiedy przez kilka dni zmywam wyłącznie tę jedną miskę i tę jedną łyżkę, której potrzebuję do zjedzenia owsianki na śniadanie. Reszta naczyń czeka w zlewie na czyjąś litość, energię lub czas.

Kiedy już w końcu ogolę nogi, czuję się elegancka, seksowna i dumna z siebie, jak nie wiem co. A później wsiadam na rower i zasady aerodynamiki uświadamiają mi, że znowu przeoczyłam coś na kolanie i pojedyncze włosy furkoczą na wietrze. Uważam, że to bardzo dobrze oddaje cały mój charakter.

Kobieca gracja jest dla mnie obca i egzotyczna. Wychowywałam się zapatrzona w starszego brata i przegapiłam ten moment, w którym powinnam była nauczyć się chodzić jak kobieta, z wdziękiem odrzucać głowę w perlistym śmiechu i ładnie ubierać myśli w słowa. Zamiast tego stawiam wielkie susy jak chłopak, rżę jak osioł i przeklinam jak były stoczniowiec w tramwaju numer 6.

Nie wyrzucam rajstop, kiedy się podrą. Noszę je tak długo, jak da się ukryć dziury w butach/pod kiecką.

W skrytości ducha jestem trochę dumna z każdego siniaka i każdej blizny na swoim ciele. Z wyjątkiem tych siniaków pojawiających się w nocy nie wiadomo skąd i blizn po zacięciach papierem.

Podczas PMS-u jestem królową niezdar. Poza PMS-em znajduję się gdzieś w trzeciej gałęzi drugiego pokolenia potencjalnych następców tronu, ale nadal klamka wbita w przedramię jest stałym elementem mojego przemieszczania się po domu.

Co jakiś czas zapełniam lodówkę zdrowymi rzeczami takimi jak twaróg, rzodkiewka i sałata. Po jednej kanapce zapominam o nich, dopóki nie zaczną wydzielać dziwnego zapachu i domagać się wizyty na śmietniku.

Nie mam pojęcia, czy moja bazylia umiera z przesuszenia, czy z nadmiaru wody, bo ciągle zapominam ją podlać i później próbuję jej to zrekompensować podtapianiem.

Śmiertelnie nudzi mnie dbanie o skórę wokół oczu. Raz na parę miesięcy w wyniku załamania nerwowego i/lub wyrzutów sumienia kupuję jakiś nowy kosmetyk, sumiennie stosuję go przez dwa tygodnie, a następnie zostawiam na pożarcie kurzu i bakterii.

Mam wielki nos, krzywe zęby, dziwną twarz, grube ramiona, niedorzeczne paznokcie u stóp i dobrze wychodzę tylko na zdjęciach, które sama sobie zrobię, o zachodzie słońca, w trzeciej kwadrze księżyca. Poważnie.

Ten obrazek jest o mnie. Założę się, że o tobie też.


Nie zdziwię się, jeśli gdzieś tam teraz właśnie ktoś z obrzydzeniem usuwa mój numer z pamięci telefonu, klika "zablokuj" na Facebooku, czy przynajmniej myśli "co za fleja z tej Zuzanny" i będzie się bać podać mi rękę. Jestem równie pewna, że ten ktoś ma swoją własną listę niedoskonałości, której bardziej lub mniej się wstydzi. Dowcip polega na tym, że dopóki zachowujemy podstawowe standardy przyzwoitości, nie naruszamy norm społecznych zachowań, nie krzywdzimy nikogo swoją niedoskonałością - do tego wstydu nie ma powodu, bo nikt nie jest idealny. Ani ja, ani ty, ani ta panna, która w internecie pisze, że grube baby nie powinny chodzić na plażę, bo ją brzydzi widok ich ciał.

I trzeba o tym mówić szczerze, bo dzięki temu możemy zyskać i dać innym coś bardzo cennego - samoakceptację i względny luz w głowie za każdym razem, kiedy coś odpuszczamy, coś nam nie wychodzi lub patrzymy na kolejne zdjęcie, na którym nasza twarz układa się w nieznany z lustra grymas.












*i niech mi ktoś wyjaśni, skąd ta dominacja pastelowej żółci w mieszkaniach na wynajem?



13 komentarzy:

  1. Ja jestem stoczniowcy i to nie byłym. Fakt przeklina. Choć przyznam wszystko co opisałaś bardziej się podoba niźli "Perfekt pani domu"
    Niebo_przekrzywione.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakoś ci tak wyszło to pisanie jakbyś był ze Śląska, kolego ;)
      Absolutnie nic nie mam do stoczniowcow, byłych ani obecnych. Ale damami to oni nie są, przyznasz?

      Usuń
  2. Jesteś Najlepsza na Świecie, Zuzu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyyyyba Ty (nie piorę, bo piję piwo z maseczką na twarzy).

      Usuń
  3. Zuzanno, ja nie bałbym się podać Ci ręki, jakbyś była w zasięgu to wręcz impulsywnie bym Cię przytulił :D

    OdpowiedzUsuń
  4. "pojedyncze włosy furkoczą na wietrze" - you made my day! jakie to zdanie jest poetyckie, jakie zgrabne!

    Damo bez zadyszki - masz piękną twarz - co prawda nie dane mi było wpaść na Ciebie w Szczecinie, ale instagram pokazuje fajną, ładną kobitkę- nawet jak wrzucasz fotę po biegu :)

    Wpis bardzo fajny, miło się czytało, ale niestety dużo w nim prawdy o nas ogółem kobietach.
    Pozdrawiam
    Magda - tudzież lena_wanderlust

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale fajosko, że wpadłaś poczytać! :D z tymi furkoczącymi włosami to sama prawda i zawsze się z tego śmieję, jak jadę.
      Feedback z internetu donosi, że kolesie, istotnie, mają podobnie. Uważam, że powinniśmy sobie wszyscy nieco odpuścić.

      (A z tą twarzą to wiesz, zachód słońca, faza księżyca;) ).

      Usuń
  5. I to przybiera na sile, ale nie w kwestii wyglądu, ale życia (bo im jesteś starsza, tym bardziej masz gdzieś wygląd). Ta nasza chorobliwa niepewność siebie osiąga apogeum, kiedy stajesz się matką. Musisz ogarniać pracę, dzieci, dom i męża (tak, tak, męża też. Chciałabym, żeby te wszystkie zalety, które mężczyźni sobie przypisują były prawdą, byłabym przeszczęśliwa (brak fochów, zaradność i logiczne myślenie- niestety jest zupełnie na odwrót). Margaret Thatcher miała wiele celnych spostrzeżeń, także odnośnie życia kobiety. Jedno z moich ulubionych (cytuję z pamięci na szybko) "Kobieta zawsze czuje, że nie jest w tym miejscu, co trzeba. Że powinna właśnie w tej chwili być gdzieś indziej". 100% prawdy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. WYDAJE MI SIĘ, że nie tylko kobiety mają tę presję, ale też WYDAJE MI SIĘ, że ze względu na tradycyjne kulturowe role (ogarniaczka domudziecimężapracy, piękna, pachnąca i kulturalna) bierzemy na siebie tej presji więcej i ciężej nam odpuścić. Dlatego sobie robię strefę komfortu w postaci takich wentyli jak ten wpis - kiedy dostaję reakcje mówiące "ja też, ja też" czuję się lepiej, normalniej, lżej.

      Usuń
  6. Mężczyźni też mają presję, to oczywiste. Ale oni mają sposobność jebnięcia wszystkiego w kąt " bo hui mie wszystko obchodzi, spierdalaj". Jak pięknie napisałaś, my nie potrafimy sobie odpuścić. Czy dzieci, czy trudna choroba rodziców- zawsze czujemy się w obowiązku pomóc, zaopiekować się i rezygnujemy z siebie, zagryzając wieczorem poduszkę płacząc, tak żeby nikt nie słyszał. A potem słyszymy, że naczynia nie pozmywane, choć nie mieszkasz sama i naczyń nie brudzą kosmici.

    OdpowiedzUsuń
  7. Wiesz, że mam wrażenie, że przed dziećmi miałam właśnie taką sieczkę w głowie?
    Nie chodziłam w spodnicach bo mialam grube nogi wiec całe kurwa lato prażyłam się w portkach.
    Takich przykładów mam wiele wieleeee.
    Teraz? Mam to gdzieś i jest mi dobrze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie się to zaczyna układać po prostu, z wiekiem. Ile można się spinać, na boga. (CAŁY ŚWIAT MOŻE PODZIWIAĆ MÓJ CHOLERNY CELLULIT, I DON'T CARE)

      Usuń

Mów do mnie.