wtorek, 8 listopada 2016

Filmy, które musisz obejrzeć, jeśli mamy się dalej kumplować

Jestem bez-na-dziej-na, jeśli chodzi o przyswajanie rzeczy. Czytam książki i natychmiast o nich zapominam. Mogę obejrzeć film w sobotę i w poniedziałek mieć w pamięci czarną dziurę na temat tych dwóch, trzech godzin. Po niedługim czasie tytuły nic mi nie mówią, postaci pamiętam jak przez mgłę, a z fabuły - coś tam było. Jednym okiem wpadło, drugim wypłynęło.

Czasami, w bardzo określonym splocie okoliczności i stanów emocjonalnych, te przyswajane rzeczy jednak ze mną zostają i to jest święto, które należy celebrować. W ostatnim czasie obejrzałam kilka filmów, które nie tylko zapadły mi w pamięć, ale poruszyły mnie na tyle, że mam ochotę wpychać je wszystkim do gardła, bo to takie dobre. I jeśli chcesz się ze mną dalej kumplować, lepiej sprawdź poniższe tytuły.

The picture is unrelated // foto: madam z.



"Inside Llewyn Davies"

Może chodzi tylko o muzykę, jestem na nią ostatnio bardzo wyczulona emocjonalnie i łatwo mnie uwieść ładnymi dźwiękami. A może o Oscara Isaaca z brodą i gitarą, co - generalnie - zawsze jest dobrą opcją. Na pewno w dużym stopniu chodzi o to, że bracia Coen wiedzą, jak pisać i kręcić dobre filmy. Chodzi o złote serce, ale fatalne wybory i kłody, które główny bohater sam sobie rzuca pod nogi. O podróże i pętle. O rudego kota i wiecznie wkurwioną Carey Mulligan.
Nie oglądaj trailera, bo zepsujesz sobie przyjemność. Obejrzyj ten klip, a później cały film. I przybij mi piątkę, jak skończysz.


"Only Lovers Left Alive"

Kolejny film z piękną muzyką i ujmującym nastrojem, ale tym razem nie tym się będziemy czarować. Bo to jest historia o (bardzo długim) życiu i (bardzo specyficznie kultywowanej) miłości. I oczywiście, że cała ta afera rozbija się o moje osobiste stany emocjonalne i życiowe, o to jak bardzo nie mam tej jesieni depresji, ale mają ją ludzie obok mnie, o to że tańczę w środku, bo wszystko jest piękne. Wciąż kołacze mi się po głowie ten jeden cytat: "This self-obsession is a waste of living. That could be spent on surviving things, appreciating nature, nurturing kindness and friendship... and dancing!". Z resztą, zobacz:


"Robot & Frank"

Z oczywistych (przynajmniej dla mnie) przyczyn jestem mocno wyczulona na tematykę starości, demencji i zaburzeń pamięci (spytaj mnie kiedyś, jak bardzo płakałam w losowych momentach "Grey's Anatomy"). W bardziej podlotkowych momentach swojego życia staram się po prostu unikać filmów i książek, które mogłyby mi kazać znowu się nad tym zastanawiać, ale Frank wziął mnie z zaskoczenia. Dla kogoś, komu Alzheimer nie jest, ekhm, bliski to będzie dość luźna historia o starszym panu, który otwiera się na przyjaźń i pozwala sobie na zryw ułańskiej fantazji. Dla mnie to film o tym, jakimi strasznymi dupkami możemy stać się dla swoich starzejących się rodziców, nawet jeśli mamy najlepsze intencje i o tym, jak bardzo każdy może być samotny w rodzinie z takim problemem. Plus - bardzo fajne, a nie dla każdego oczywiste spojrzenie na motyw sztucznej inteligencji wykorzystywanej w "służbie ludzkości".



Z okazji tego, że nadal nie mogę jeździć na rowerze, a na dodatek jest jesień, mrok i długie wieczory, układam sobie powoli listę rzeczy do (ponownego) obejrzenia. Chętnie przygarnę rekomendacje, najlepiej takich filmów, które są tak dobre, że chcesz je wszystkim wpychać do gardła. Ale najpierw obejrzyj "Llewyna..." i "Kochanków...". Serio, inaczej z tobą nie gadam.

8 komentarzy:

  1. ja byłam w kinie na obu i mam też kota :>

    fajnym filmem był np. "a girl walks home alone at night"

    weronika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piąteczka za kino - żałuję, że mi to umknęło, bo myślę, że mogłabym oszaleć na Llewynie z dużego ekranu. "A girl..." dodane do watchlisty, dzięki.

      Usuń
    2. i jeszcze nowy linklater "każdy by chciał!!" (koniecznie!). tylko nie wiem, kiedy będą go u nas grać (i czy w ogóle), ja to widziałam teraz we wro na festiwalu filmowym. aczkolwiek premiera w usa już była, więc sam film może gdzieś krążyć w internetach.

      i moim nr 1 tej jesieni jest "manchester by the sea". ma szansę na oscary, więc pewnie się u nas też pojawi.

      weronika

      Usuń
  2. Twój wstęp jest absolutnie mój. Co do słóweczka. Filmy zasejwowałam w moim sejwowniku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie podejrzewasz, jaka to dla mnie ulga. Bo czasami wątpię w swój mózg.

      Usuń
  3. Z szeroko rozumianą kulturą mam to samo!!! Zapytaj mnie, czy warto było czytać serię o Ebim Mocku Krajewskiego i powiem Ci "taak!". Zapytaj mnie o co biega w dajmy na to "Festung Breslau" i - kuźwa - nie pamiętam. Ale rozrywka niezła. Zaś kilka pozycji Kapuścińskiego przeżywałem tak, że znam na wyrywki. Skoro mamy dalej się kumplować, będę musiał nadrobić najwyraźniej znaczne braki kinematograficzne, jako że nie widziałem ani jednego z polecanych tytułów. Kiedy to zrobię będę mógł wywrzeć zemstę swoją straszliwą pod postacią mojej prywatnej listy Top Jesień.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nadrób, nadrób, bo warto! W drodze wyjątku możesz zarzucić listą już teraz, jakoś sobie to ułożymy w kontinuum kumplostwa. ;)

      Usuń
    2. No i zaraz się okaże, że to zapominanie co się czytało oglądało jest zupełnie, zwyczajnie NORMALNE.

      Usuń

Mów do mnie.