wtorek, 26 maja 2015

Don't you forget about me

Długo się znamy - będzie z trzydzieści lat. Przez ten czas nauczyłam się od ciebie niesamowitych rzeczy o zaufaniu i odpowiedzialności za siebie. Zrozumiałam czym jest przyjaźń, dowiedziałam, że dużo rzeczy można przetrwać i że to, co wydaje nam się być tragedią, zazwyczaj okazuje się po prostu jednym z wydarzeń. Zachęcałaś mnie do nauki - nie dla ocen, ale dla własnej satysfakcji. 
Wpoiłaś mi też anglosaski sposób bycia, ten w którym wszystko jest "very well, thank you" i "all right and how are you". Uśmiechasz się do mnie, mówisz, że wszystko jest w porządku. Ja też się uśmiecham, mówię, że nie najgorzej.

Patrzę na ciebie i widzę, że pod uśmiechem masz to samo, co ja - smutek, strach, frustrację i rozczarowanie. Nie tak to miało wyglądać.

Zaczęłam się niepokoić jakieś dwanaście lat temu. Dwanaście lat to jest cholernie długo i jestem bardzo zła, że musiałam dorosnąć i dojrzeć, żeby móc stawić czoła problemowi.

Byłam nieletnia, piłam wódkę z sokiem w już nieistniejącym pubie, którego nazwy nie pamiętam. W żołądku czułam ucisk, którego próbowałam się pozbyć opowiadając, dlaczego niepokoi mnie, że zanim zawołasz mnie, przebijasz się przez imiona całej rodziny. Strasznie chciałam nie mieć racji.

Mówiłam im, wiele razy rozmawialiśmy, ale strach to taki sprytny mechanizm, który sprawia, że dopóki nie jest bardzo źle, można udawać, że wszystko jest w porządku, żeby chronić siebie. A kiedy okazuje się, że już w porządku nie jest, można zawsze wykazać się bezradnością i czekać, czy może ktoś inny weźmie na siebie odpowiedzialność. Najmłodszych nie bierze się poważnie, kiedy nie pasuje to do schematu względnego ładu.


- Czy ogólnie rzecz biorąc, pani mówi na temat?
- Tak.
- Czy pani sama wybiera rano w co się ubierze?
- Tak.
- Czy pani trzeba pomagać w ubieraniu, na przykład zapinać guziki, wiązać sznurowadła?
- Nie. Jeszcze nie.*


Kiedy jest mi tak strasznie smutno, że żołądek i gardło zaciskają się w ciasne węzły, zawsze myślę - chcę do domu. Chcę do mamy. Mama da się wygadać, przytuli, powie: "Nie płacz. Albo płacz, jeśli ci to pomoże". Dopyta, podpowie, razem rozwiążemy problem. Tylko że Mamy coraz częściej nie ma. Mama wychodzi z siebie, zostawia zastępstwo - taką miłą panią, która trochę jakby cię nie słucha, gubi wątek, jest niecierpliwa i łatwo się irytuje.

Ta pani mówi niewiele, bo nie pamięta jak brzmią niektóre słowa i jest jej trochę wstyd. Opowiada te same zdarzenia, ale zmienia w nich detale. Nie może znaleźć rzeczy Mamy, chociaż są tam, gdzie Mama je zostawiła. Słyszy "w prawo" i idzie w lewo. Nigdy nie wiem, kiedy Mama wyjdzie i zostawi tą panią na zastępstwie. Czasami znika i szybko wraca, jakby wyskoczyła tylko na chwilę do warzywniaka. Czasami walczą między sobą, Mama i pani. Czasami Mama jest i mówi o tym, jak pani wygrywa, zabierając jej prawdziwą osobowość.

W ciągu tych kilku lat, które minęły odkąd nie mieszkamy razem, trochę zamieniłyśmy się rolami.Zanim przestałam potrzebować wsparcia i opieki, stałam się tą, która musi je oferować. Jako dziecko, przed snem obsesyjnie liczyłam, ile będę mieć lat, kiedy moi najbliżsi osiągną wiek statystycznego końca życia i uspokajałam się, że do tego czasu zdążę wydorośleć i będę umiała sobie poradzić z ich stratą. Nikt mi nie powiedział, że ktoś może latami, kawałek po kawałku odbierać mi moją ukochaną Mamę.

Słoneczne dni, 2009 // foto: madam z.



*Mama jest pod opieką szczecińskiego  Ośrodka Badań Klinicznych Euromedis, bierze udział w programie testów nowego leku dla chorych na Alzheimera. Stara się prowadzić normalne, codzienne życie, ale pani robi co może, żeby jej to uprzykrzyć. 



P.S.: Jeśli chcesz o tym pogadać, napisz do mnie

9 komentarzy:

  1. Przytulam Cię bardzo mocno-mocno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybieram bramkę "dowcipna odpowiedź, żeby się nie rozczulać nad sobą: *klik*"

      Usuń
    2. A serio, dzięki, Lu. Fajnie czasem nie mówić do siebie.

      Usuń
  2. Zbierałam się kilka dni, żeby podziękować Ci za ten tekst. Nie mówisz do siebie. Anonimowe łosie z internetu czytają i - dziękują.
    Życzę Wam, żeby pani odwiedzała Was jak najrzadziej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy podziękowania mi się należą, ale dziękuję, no. Zbierałam się parę miesięcy, żeby ruszyć ten temat. Uważam, że warto, a nawet trzeba. Rozmawiać. Mówić. I dać sobie prawo do tego smutku.

      Usuń
  3. Dużo siły dla wszystkich.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo smutne i pięknie opisane :( trzymaj się, z. i trzymam kciuki za badania :-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, Basia! Program badań niestety się skończył (nie dostali zgody na kolejny etap w Polsce, trochę dziwna sprawa) - szkoda. Przez większość czasu jest nienajgorzej. Czasami jest smutno. Życie takie jest, nie?

      Usuń

Mów do mnie.