środa, 17 czerwca 2015

She ain't never gonna get wise

Przypomina mi się zdarzenie, raczej incydent, sprzed 15 lat i, och, tak bardzo mi wstyd za te wszystkie bzdury.

Nastolatka, którą byłam, to niedorzeczny stwór. Najbrzydsza, ale najsympatyczniejsza, w porywach do tak pretensjonalnej, że aż głupiej. Wiesz, że przestałam jeść mięso, bo - o, ironio - przestał je jeść chłopak, którego uważałam za pozera? Zdzieliłabym się po łapach, za te wszystkie bzdury, fałszywe zainteresowania, te zeszyty z poezją i cytatami, ciężkie buty i nietwarzowe fryzury.

Pewne rzeczy się nie zmieniają i cały czas z pewną przyjemnością wracam do tych rzeczy, które wtedy szczerze lubiłam. Ale innych wolę nie tykać. I za nic na świecie nie chciałabym być znowu tamtą osobą.

Zanim powiesz, że normalnie - dorosłam, przeczytaj dalej, bo...


...nastolatka, którą jestem niecały miesiąc przed trzydziestymi urodzinami, jest wszystkim tym, czym nie pozwalałam sobie być wtedy. Nieznośnie dziewczyńska, zapatrzona w ładne rzeczy, łapczywie nadrabiam lata stracone na wymuszenie oryginalnych zainteresowaniach.

Z dziką satysfakcję zakochuję się tymczasowo w każdym aspekcie Ryana Goslinga (zwłaszcza kiedy siedzi za pianinem), a czasem tylko w śmiechu Chrisa Hemswortha. Z zaangażowaniem godnym lepszej sprawy nadrabiam wszystkie amerykańskie filmy młodzieżowe, jakie wpadną mi w ręce. Mam w małym palcu "10 Things I Hate About You", "Breakfast Club" widziałam w ciągu ostatnich dwóch lat z pięć razy, nie  straszne mi "Clueless", "Sixteen Candles", ani wszystkie dzieła z nieletnią Lindsay Lohan. Bezwstydnie zasłuchuję się tym, jak Justin Timberlake prosi, żeby mu wypłakać rzekę.


Są rzeczy, które nas łączą, na przykład nieustające uwielbienie do tej jednej płyty Therapy?, którą równie dobrze można sobie dostarczyć energii, jak wpędzić się na skraj depresji.



Są rzeczy, których nastolatka, którą byłam na pewno się nie spodziewała. Chociażby to, że kończąc trzydzieści lat będę mieć uporządkowane wyłącznie życie uczuciowe, nic więcej. Czasami się zastanawiam, czy moi rodzice byli w moim wieku równie niepoukładani i wewnętrznie dziecinni? Jeśli tak, to czy te zawody, które wykonują od kiedy pamiętam, są dziełem takiego samego przypadku jak moja praca? I czy to znaczy, że będę już zawsze robić to, co teraz? Czy mieli te same marzenia, że kiedyś, jak będą bogaci, to kupią sobie dom na wsi i będą hodować owce? Czy moja mama (biorąc w wieku trzydziestu lat ślub w swojej biało - tęczowej sukience, która nadal jest na nią dobra) myślała, że w sumie, to chciałaby mieć dziecko, ale właściwie niekoniecznie, bo nie chce jej się przeorganizowywać pod tym kątem życia? Czy to naturalnie ludzkie? Może pokoleniowe? A może to tylko ja, wstecznie odmłodniała, pod peleryną wieku i odpowiedzialności roztrzepana, pani Zuzanna płacząca ze złości frustracji i dwie sekundy później odbierająca telefon z profesjonalnym uśmiechem, żeby głos brzmiał lepiej?




1 komentarz:

  1. "uporządkowane wyłącznie życie uczuciowe" - wstyd Zuzanno, wstyd tak mówić! Większość ludzi marzy tylko i wyłącznie o tym, a niewielu jest to dane :) Nic więcej? Toć to przecież najważniejsze i prawie wszystko, ta właściwa osoba u boku :)

    OdpowiedzUsuń

Mów do mnie.