poniedziałek, 13 czerwca 2016

Czerwiec, skończyło się dzieciństwo

Dorosłość jest do bani. Myślę o tym za każdym razem, kiedy płacę rachunki, planuję zakupy na Dni Wolne Od Pracy, kiedy pomagam rozwiązywać cudze i trochę-moje problemy. Najbardziej myślę o tym, kiedy ferie i wakacje wywalają dzieciaki ze szkół - przypominam sobie to uczucie lekkości, z jakim wracało się z rozdania świadectw. To poczucie, że teraz czeka na mnie już tylko wieczność słonecznych dni, z kilogramami truskawek, fasolki szparagowej i młodych ziemniaków, ze stosami książek do przeczytania, muzyki do posłuchania, miejsc do odwiedzenia.

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika madam z. (@_madam_z_)


A potem dorosłość i presja, że żadnego dnia wolnego Nie Wolno Zmarnować, bo przecież Jest Ich Tak Niewiele (ale pamiętaj, to przecież tylko w twojej głowie, ten obowiązkowy układ: szkoła - studia - praca - dom - rodzina - dwa tygodnie urlopu rocznie - świat się zawali, jeśli nie będziesz mieć pracy - praca się zawali, jeśli ciebie tam nie będzie; rzuć to wszystko i jedź już w te cholerne Bieszczady).

Wieczór przed oficjalnym Pierwszym Dniem Urlopu ("wakacji", mów o tym "wakacje", zaczaruj tę rzeczywistość, udawaj, że masz dziewiętnaście lat i cztery miesiące wolności przed sobą) sprawdzam prognozę pogody i słyszę za plecami hałas - to umierają marzenia o tygodniu regresu, takiego z całymi dniami na rowerze, leżeniem na trawie, pożeraniem książek wzrokiem, opychaniem się truskawkami, spalaniem skóry na czerwcowym słońcu. Mam łzy w oczach i myślę sobie, że to typowe, że jak zwykle, świat przeciwko mnie, ja przeciwko światu (chciałaś, dziewczynko, poudawać nastolatkę TO TERAZ MASZ, urlop, deszcze, dorosłość, jest poniedziałek, zaraz będzie piątek, nie uciekniesz przed tym, zmarnujesz te dni).

Po raz pierwszy od kilku lat spędzam urlop (wakacje!) w mieście, bez konkretnych planów na wyjazd. Obudziłam się zdziwiona, że leżę w tym łóżku, w tym mieszkaniu. Z jakiegoś powodu uznałam podświadomie, że powinnam być na Majowym, w swoim starym pokoju. Powinny krzyczeć mewy za oknem, mama powinna robić sobie kawę w swoim ulubionym kubku w kratkę. Włączyłabym muzykę i prawie na pewno byłoby to "Hand in hand" Beatsteaks. Włączam muzykę.

Wstaję, robię sobie herbatę. Wczoraj zapomniałam namoczyć płatki owsiane na śniadanie. Żując kanapkę myślę, że od dwunastu lat nie zmądrzałam ani trochę. Chociaż może tylko ten maj zrobił mi z głowy śmietnik, kazał zacząć się zastanawiać, czy wszystkie wybory mojego dorosłego życia są właściwe, dobre dla mnie, konieczne. Robię rzeczy, na które nie mam ochoty, nie robię tych, na które mam. Działam na podstawie bilansu zysków i strat, pragmatyzm bierze górę, tylko teraz już wcale nie wiem, czy to rzeczywiście optymalny sposób na życie. W ramach eksperymentu piję za dużo i palę za szybko. Nic z tego nie wynika, może poza wyrzutami sumienia.

Patrzę na zegarek. Zmarnowałam dwie godziny urlopu na martwienie się dorosłością. Miała się bawić, a jedynie jest zbawiona.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mów do mnie.