poniedziałek, 16 marca 2015

Jak masło shea uratowało moją duszę

Mam w lodówce niepozorne pudełko z twardą, dziwnie pachnącą substancją. Nie, to nie margaryna kupiona rok temu, tylko masło shea. Najlepsza rzecz, jaka spotkała moją skórę. Jednostkom wrażliwym na turpizm uczciwie odradzam czytanie przy jedzeniu.

Mamy problem

Lata 2005 - 2006 były takim dziwnym okresem w moim życiu, kiedy mój układ odpornościowy się poddał. Zaczęły mnie dopadać choroby autoimmunologiczne, min. alergia oraz "coś" na skórze dłoni. Skóra najpierw stawała się spierzchnięta, następnie pojawiały się drobne pęcherzyki, które pękając tworzyły rany gojące się tygodniami. Pysznie.

Idź do lekarza

Byłam u dermatologa. I jeszcze jednego. I następnego. Zdiagnozowali mi: grzybicę (srogie tabletki i równie srogie maści), łuszczycę (srogie maści i wizyty na solarium). Żaden nie zdiagnozował atopowego zapalenia skóry. Nie widziałam poprawy, stosując sterydowe mazidła, ale używałam ich, bo przecież lekarzom się ufa.
Czarę goryczy przelał dermatolog przyjmujący w ramach NFZ, do którego trafiłam, bo miał najkrótszy termin oczekiwania (była wiosna, robiło się ciepło, dłonie mnie swędziały, dodatkowo coś dziwnego zaczęło się dziać ze skórą na powiekach, chciałam zdusić to w zarodku). Powiedziałam co mi jest. Pokazałam. Dermatolog spojrzał. Nie użył szkła powiększającego. Nie pobrał tkanki do badania. 
- Nie wiem, co to jest. - powiedział.
- Ja też nie, dlatego przyszłam. - odpowiedziałam. Lekarz chyba nie zrozumiał. - Mam alergię na pyłki... - zasugerowałam nieśmiało. 
- Może to alergia, - podchwycił dermatolog - ale ja nie wiem.
Mimo, że nie wiedział, przypisał mi trzy maści (sterydy i antybiotyki) i zmienił tabletki antyhistaminowe zalecone przez mojego alergologa, na inne, rzekomo bardziej współpracujące z organizmem w ochronie skóry.

Zgadnijcie, czy zobaczyłam poprawę.

Doktor Google

Żeby oddać sprawiedliwość wszystkim zainteresowanym, wpływ alergii na skórę zasugerowała moja doktor alergolog. Kiedy poskarżyłam się na suchą skórę wokół oczu i występujące na niej zgrubienia, mruknęła coś o AZS, zarzuciła mnie ulotkami SVR i Emolium i uznała temat za zamknięty. Wtedy objawy szybko minęły, właśnie skończyłam wieloletni cykl odczulania, byłam pewna, że czasy upierdliwych dolegliwości mam za sobą i zapomniałam o sprawie. Do następnego roku, kolejnego wysypu pęcherzy na dłoniach i niefortunnej wizyty u pana o krótkim terminie.

Połączone siły mojej intuicji (tak nazywam zasoby swojej przypadkowej wiedzy, które czasem biorą górę i podpowiadają mi, co ze mną nie tak) i doktora Google powiedziały, że moje objawy mogą wynikać z kontaktu skóry z alergenem. Trafiłam na wpisy o naturalnych metodach leczenia AZS. Nie zrozumcie mnie źle, nie jestem eko-świrem, nie odrzucam medycyny na rzecz ziół. Staram się być rozsądna. W tym wypadku rozsądek podpowiadał mi, że jeśli farmaceutyki nie przynoszą widocznych efektów, to nie zaszkodzi spróbować innych metod. I tak: kąpałam się w krochmalu (nie polecam), piłam siemię lniane (polecam - w jakiś sposób wpłynęło na poziom nawilżenia skóry od wewnątrz, robi też cuda włosom i paznokciom - muszę do tego wrócić) i zaczęłam wkręcać się w naturalne oleje i masła. I trafiłam na shea.

Moje masło pochodzi ze sklepu naturalne-piekno.pl

Czemu shea?

Nie sypnę naukowymi uzasadnieniami, bo się na tym nie znam i nie chcę pisać bzdur. O właściwościach masła shea (inaczej: karite lub olej z masłosza) możecie poczytać w internecie, np. na stronach sklepów z półproduktami kosmetycznymi. O tym, czemu oleje mogą pomóc atopikom, dowiecie się wyszukując hasło "atopia kwasy omega". Dla mnie potwierdzeniem, że idę dobrym tropem, było przyjrzenie się składom kosmetyków dla chorych na AZS. W czasie, kiedy się tym interesowałam, masło shea przewijało się chyba najczęściej, na wysokich miejscach, postanowiłam więc zaryzykować i uprościć sprawę.

Jak się sprawdza w rzeczywistości?
Moje nierafinowane masło jest twarde, a podczas rozsmarowywania wyczuwalne są drobne grudki. Szybko się rozpuszcza, dzięki czemu bardzo łatwo się rozsmarowuje. Wchłania się, ale zostawia lekko tłustą warstwę, więc przez jakiś czas trzeba uważać na włosy.

Stosuję je na dłonie i skórę wokół oczu, kiedy zauważam zmiany lub czuję podrażnienia. Bardzo szybko przynosi ulgę zaognionej skórze. Zostawia ochronną warstwę i wspomaga leczenie. Brzmi jak frazesy, ale daję słowo - od kiedy odkryłam tę metodę, nie miałam na rękach ran. Pojawiające się pęcherzyki potraktowane masłem shea łuszczą się, ale jakby płycej, w o wiele bardziej estetyczny niż przedtem i zupełnie bezbolesny sposób. Wszystko szybciej się goi. Jestem teraz w stanie rozpoznać pierwsze oznaki zmian alergicznych i zdusić je w zarodku właśnie odpowiednią pielęgnacją.

Staram się zawsze mieć przy sobie małe pudełko z tym masłem. Nawet, jeśli w danym momencie moja skóra jest zdrowa - sprawdza się świetnie jako balsam do ust, krem do rąk czy awaryjne mazidło na nagłe podrażnienia.

Jest bardzo wydajne - tego opakowania używam od roku.

Ale żeby od razu duszę?

Zdrowa osoba nie zrozumie frustracji kogoś, kto od tygodni - miesięcy - lat zmaga się z jakąś chorobą. I tak, nawet (a może - zwłaszcza) takie pozorne pierdoły potrafią doprowadzić do rozpaczy. Choroby skóry, takie jak AZS czy łuszczyca, poza czysto fizycznymi dolegliwościami (ból, swędzenie), niosą ze sobą ogromny dyskomfort psychiczny. Osobiście, cały czas ubolewam, że nie mam, i najprawdopodobniej nigdy nie będę mieć pięknych, wypielęgnowanych dłoni ("dłonie są zwierciadłem duszy! zobacz, co twoje dłonie mówią o tobie!"). Kiedy skóra była w opłakanym stanie - miałam wrażenie, że wszyscy gapią się na moje ręce i czują obrzydzenie. Próbując się nie drapać - prawie łkałam w poduszkę. Byłam gotowa nie zapłacić czynszu, jeśli za te pieniądze miałabym kupić skuteczny sposób na swoje dolegliwości. Jeśli masz podobnie - spróbuj, może pomoże ci to, co mnie. A jeśli nie pomoże na ten konkretny problem - możesz wykorzystać masło shea jako balsam do ciała, olej na włosy, bazę do stworzenia balsamu do ust, produkt do układania brwi, olejek do skórek i paznokci i co ci jeszcze przyjdzie do głowy.

4 komentarze:

  1. Masło shea to BÓG. Każdy kosmetyk, który ma w sobie masło shea stosunkowo wysoko w składzie, biorę w ciemno. Do twarzy, włosów, ciała. A samo masło to w ogóle kwintesencja cudu. I jeszcze duszę uleczyć potrafi, no ideał! [Mam podobnie z olejem z orzechów makadamia, próbowałaś?]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. L.! Podły blogspot nie przysłał mi maila, że komentujesz, a ja nie wierzyłam, że ktoś skomentuje, więc nie sprawdzałam, czaisz?
      Mam bombową kupną mieszankę makadamia z olejem z róży (<3) od Green Pharmacy i coś musi być na rzeczy, bo używałam go całą zimę zamiast kremu na dzień i nie miałam żadnych naczynkowych jazd od zmian temperatur i przesuszenia. Chyba muszę nabyć kolejną butelkę, bo ta się kończy...

      Usuń
    2. Czaję.
      Makadamia rządzi. Co do róży nie jestem przekonana, ale makadamię popieram zawsze! Kiedyś w Columbus Coffee mieli kawę z syropem z orzechów makadamia. Piłaś, dobre?

      Usuń
    3. Piłaś. Słodkie i orzechowe, bez szału.

      Usuń

Mów do mnie.