niedziela, 3 stycznia 2016

Podsumowanie 2015. Część II - kultura

Co roku w styczniu podekscytowana dodaję w swoim profilu na lubimyczytac półkę z adekwatnym oznaczeniem, mającą dawać mi kontrolę nad postępem ilościowym mojego czytelnictwa i dopingować do wzmożonego wysiłku. Co roku w grudniu nie dowierzam, widząc, że liczba przeczytanych w danym roku książek jest marna, marniutka.  Mimo wszystko, w 2015 udało się z tej marności wyłuskać parę wartościowych pozycji i okrasić je na dodatek kilkoma fajnymi filmami i serialami. To dobrze, bo zazwyczaj mam wrażenie, że czas upływa mi głownie na pracy i scrollowaniu tumblra.


Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika madam z. (@_madam_z_)

 

KSIĄŻKI

 1. Lekturą, która najbardziej zapadła mi w ubiegłym w roku jest "13 pięter" Filipa Springera. Czytałam ją najpierw z zainteresowaniem, a później - z zaparty tchem, w każdym możliwym miejscu i momencie. Pierwsza połowa to skrócona historia problemu mieszkaniowego w międzywojennej Warszawie, problemy pierwszych spółdzielni mieszkaniowych i porażka rządowych programów naprawczych. W drugiej części Springer wspina się po wieżowcu patologii, niedorzeczności i oszustw, jaką jest współczesny polski problem mieszkalnictwa. Opowiada soczyste anegdoty z rynku wynajmu mieszkań, niepokojące historie o tym, do czego potrafią się posunąć czyściciele kamienic, a następnie płynnie przechodzi  do dającej po czapie kwestii kredytów i tego, jak stały się współczesną definicją dojrzałości. "13 pięter" w niczym mi nie pomogło, nie myślcie, że jest inaczej. Springer rozjechał mnie tą książką jak czołg, dobił ostatecznie utwierdzeniem, że dorosłość jest pułapką również w kwestii zapewnienia sobie dachu nad głową. Upewniłam się, że nikomu specjalnie nie zależy na racjonalnym rozwiązaniu problemu zbyt małej liczby zbyt trudno dostępnych mieszkań, że kredyt to koszmar, i że pokolenie moich rodziców nie ma szansy zrozumieć, czemu wolę płacić miesięcznie 3/4 pensji za wynajem, niż kupić "własne" mieszkanie. Moim zdaniem, "13 pięter" powinno trafić na listę lektur obowiązkowych w szkole średniej, ale nie oszukujmy się - na tym też nikomu z osób decyzyjnych nie będzie zależało.

2. "Detroit. Sekcja zwłok Ameryki" Charliego LeDuffa czytało mi się jak postapokaliptyczną powieść Kinga. Każde miasto ma najgorszą, patologiczną dzielnicę, a każda taka dzielnica ma jeden kwadrat, w który naprawdę nie powinien się zapuszczać nikt obcy. Detroit jest takim kwadratem, a książka LeDuffa opowiada o ludziach, którzy nie zdążyli lub nie chcą stamtąd uciec. Z rozdziawioną gębą czytałam opowieść o upadku miasta i ludziach, którzy na gruzach dawnej świetności próbują żyć normalnym życiem. Bardzo ważny dla mnie jest przewijający się wątek całego krachu gospodarczego, który na Ameryce odbił się bardzo silnie, a który u nas lekko zmieciono pod dywan udając, że nas to nie dotyczy i nigdy nie spotka.

3. Żeby nie było, że czytam same przygnębiające reportaże, w ubiegłym roku przerobiłam też sporo naprawdę kiepskich powieści (np. koszmarnie słabą "Robokalipsę" - efekt wypożyczania z biblioteki w trybie chybił - trafił na podstawie tytułu i opisu na okładce). Równowagę przywracają dwie książki na odstawie których nakręcono bardzo fajne filmy - "Co się wydarzyło w Madison County" Roberta Wallera i  "Służące" Kathryn Stockett. "Madison County" zostało zekranizowane bardzo wiernie i książka była tylko powrotem do znanego nastroju. Na "Służące" czaiłam się od dawna, bo film mi się podobał i byłam ciekawa oryginału. Nie zawiodłam się - historia jest gęstsza, lepiej oddaje powagę sytuacji. W ogóle, amerykańskie Południe jakoś niezdrowo mnie fascynuje i w idealnym świecie Fannie Flagg pisałaby tylko o nim, a Rebeca Wells miałaby na koncie miliony powieści osadzonych właśnie tam.


FILMY:

1. Z seansu "Mad Max: Na drodze gniewu" (*wzdech* za polski tytuł) wyszłam zachwycona - już dawno nie widziałam w kinie filmu, do którego o nic nie mogłabym się przyczepić. "Mad Max" miał wszystko - ładną, bajkową historię, Toma Hardy'ego w roli dzielnego rycerza ze skazą, kobiety buntujące się przeciwko uciskowi patriarchatu i groteskowego złego. Oprawione rewelacyjną muzyką i pięknymi, nie do podrobienia praktycznymi efektami (uczulenie Freelancera na słabe efekty cyfrowe przeszło na mnie) zrobiły film, który nie zestarzeje się zbyt szybko.

2. "Mad Max" wysoko ustawił filmową poprzeczkę na  i nie sądziłam, że ktokolwiek w 2015 podskoczy jeszcze tak wysoko. Miło się zdziwiłam oglądając "Gwiezdne Wojny: Przebudzenie Mocy", na którym już przy napisach początkowych miałam łzy wzruszenia w oczach. Nie zrozum mnie źle, nie jestem ani fanatyczną wyznawczynią geniuszu Geroge'a Lucasa, ani udawanym nerdem jarającym się tym, co akurat jest popularne. Jako małolata nie oglądałam żadnej (!) części "Gwiezdnych Wojen", zaległości udało mi się nadrobić stosunkowo niedawno po co najmniej dwóch zakończonych niekontrolowanym uśnięciem próbach. Doceniam jednak luzacki, przygodowy charakter oryginalnej trylogii i potrafię zrozumieć, dlaczego seria obrosła w sekciarskich wyznawców i dziesiątki spinoffów. Wracając jednak do najnowszej części i moich łez - oglądając "Gwiezdne Wojny" na kinowym ekranie odniosłam wrażenie, jakbym uczestniczyła w pokoleniowym wydarzeniu (tak, wiem, to nie to samo, co obalać komunę, czy walczyć w powstaniu, ale mamo, "Star Wars" w kinie, no co ty?!). J.J. Abrams ewidentnie skumał o co chodzi i zdołał zrobić godnego, przygodowego następcę oryginalnych filmów. Nowi bohaterowie są sympatyczni (nie mogę się doczekać historii pochodzenia Rey), starzy bohaterowie zachowują godność, Kylo Ren ma warstwy, BB8 słodko się kula, szturmowcy szczelają i wszystko jest miło znajome, jak powrót do domu.

3. Oprócz superprodukcji kina akcji zdarza mi się też oglądać bardziej kameralne produkcje. Oprócz tego, że pewnie po raz -nasty przemłóciłam sobie starocie w stylu "Breakfast Club", chciałabym zapamiętać "Ex Machina" - bardzo mądry i niepokojący film o sztucznej inteligencji i ludzkich słabościach. Równie dobrze wspominam "Whiplash", nie tylko dlatego, że lubię jak J.K. Simmons krzyczy na ludzi. Odświeżyliśmy też sobie parę klasyków, wśród których "Blues Brothers" są jak świeże odkrycie - jeśli nie oglądaliście tego filmu świadomie, w dorosłym życiu - bardzo polecam, ja się uśmiałam z zupełnie innych rzeczy, niż kiedyś.


SERIALE

1. Chciałabym napisać, że w 2015 odkryłam mnóstwo świetnych, nowych seriali,  ale nie ma się co oszukiwać - znowu oglądaliśmy "Deadwood", pewnie nawet dwa razy. "Deadwood" jest najlepszym serialem jaki ktokolwiek kiedykolwiek stworzył i zasługuje na osobny wpis. Chociaż lepiej, żebyście zamiast czytać cudze opinie po prostu go obejrzeli. Tak, akcja toczy się na Dzikim Zachodzie. Nie, na początku nie da się zrozumieć, co oni mówią (polecam angielskie napisy na rozgrzewkę). Nie, żaden inny serial nie zdołał nigdy stworzyć pełnej palety doskonale wielowymiarowych, naturalnie ludzkich, intrygujących, nigdy nie irytujących postaci.

2. "Daredevila" i "Jessicę Jones" wyprodukowane przez Netflix wrzucam do jednego, marvelowego wora. Oba seriale trochę zepsuło mi bezmyślne przeglądanie tumblra, gdzie gify zdradziły mi to i owo z fabuły, ale - to są bardzo dobre seriale, nawet, jeśli masz w nosie komiksy i całe to zamieszanie wokół superbohaterów. Z "Daredevila" dowiesz się, jak zły człowiek staje się bardzo zły i czemu nie warto okłamywać przyjaciół, a Jessica Jones jest po prostu supersilną laską, która KOPIE TYŁKI i nadużywa brzydkich wyrazów i jest boska. Jestem ciekawa, czy nadchodzące "Luke Cage" i "The Defenders" utrzymają poziom - mam nadzieję że tak.

3. W ubiegłym roku po raz pierwszy od dawna nie śledziłam żadnego serialu odcinek po odcinku (kiedyś miewałam cały tydzień rozplanowany w oparciu o sitcomy i "Doktora Who"). Nadrobiłam za to dziurę w swoich brakach popkulturowej wiedzy patrząc, jak Katie Holmes robi miny w "Dawson's Creek". Odpadłam po trzecim sezonie, przerzucając się na powtórkę z  "Buffy", z którą również poznałam się jako dorosła kobieta. Zastanawiam się, jakie jeszcze telewizyjne hity mojej młodości powinnam nadrobić ("Gilmore Girls"obejrzane) - jakieś sugestie? Co oglądaliście na początku XXI wieku? 

13 komentarzy:

  1. Mnie też przeraził film Ex Machina. Co dziwne, najbardziej podoba się chyba płci żeńskiej, mój narzeczony i znajomy nie byli tak entuzjastycznie nastawieni do niego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam takich genderowych doświadczeń odnośnie "Ex Machiny", ale też nie miałam okazji rozmawiać o nim z wieloma osobami. Na bank daje do myślenia, moim zdaniem ten scenariusz równie dobrze może się kiedyś wydarzyć w rzeczywistości (i mam tu na myśli zachowanie zarówno Avy, jak i jej twórcy).

      Usuń
  2. Bardzo wiele osób poleca "13 pięter" i chyba naprawdę się skuszę, bo to coś zupełnie innego niż większość książek. Na pewno zapoznam się bliżej z tymi tytułami seriali, bo aktualnie cierpię na serialowe braki, a te długie zimowe wieczory są wprost idealne do ich oglądania :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "13 pięter" jest bardzo WAŻNE.
      A co oglądasz, może się wymienimy tytułami? :)

      Usuń
  3. Czytałam Springera "Wannę z kolumnadą" i było okej. "13 pięter" też planuję przeczytać, bo mnie umyka ogólny zachwyt Filipem, ale wiem, że dużo tu mojej winy - nie przepadam za reportażem, ja muszę nurzać się w światach fikcyjnych.
    Ale kredytu nie zamierzam mieć nigdy, na nic. Nawet jeśli to tylko pozorna wolność.
    Reportaż drażni mnie i nuży (wiadomo, chlubne wyjątki typu Tochman czy Grzebałkowska o Beksińskich, są), choć ten o Detroit planuję przeczytać od... ponad roku. Chyba mnie zmobilizujesz.
    Hej, załóż sobie konto na Goodreads!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wysmażyłam Ci wczoraj wielki komentarz - odpowiedź, po czym mi go zjadło...
      Próbowałam czytać "Wannę z kolumnadą" i mnie pokonała - może to kwestia nastroju, a może w "13 piętrach" Springer się po prostu spiął i napisał ciekawiej? Nie wiem, ale to naprawdę WAŻNA książka i dobrze się ją czyta.
      Jakoś tak wyszło w ubiegłym roku, że najbardziej zapadły mi w pamięć reportażowe książki, ale nie przejmuj się - zazwyczaj czytam fikcję, w dodatku marnej jakości (chybił - trafił w bibliotece). Teraz sobie trochę obiecałam, że będę jednak zmuszać mózg do wysiłku poważniejszymi rzeczami niż słabe powieści dla nastolatków, bo właściwie nie mam żadnej stymulacji intelektualnej w codziennym życiu. Zobaczymy, jak mi pójdzie.
      Kredycik - to jest labirynt bez wyjścia. Z jednej strony nie, nie i nie, nawet na myśl o spłacaniu lodówki przez rok mam drgawki. Z drugiej - na wynajętym nigdy nie będzie mi się chciało urządzić przestrzeni po swojemu, ładnie i zgodnie z marzeniami, bo co - zrobię remont, a po miesiącu właściciel postanowi rozwiązać z nami umowę, bez sensu. Na wynajętym czuję się tymczasowo, nawet teraz, kiedy siedzimy w jednym miejscu od trzech czy czterech lat i wiemy, że właścicielowi jest z nami wygodnie (bo płacimy regularnie i nie robimy rozpieprzu). Najlepiej, jakbym wygrała jakąś loterię i mogła kupić dom w lesie, ale w przyzwoitej odległości od miasta. O.
      T o Beksińskich mam na liście od kiedy wyszło, ale jeszcze nie miałam okazji. Tak samo biografie Tove Jansson i Astrid Lindgren. I milion innych książek.

      Usuń
  4. O, jak świetnie, że czytasz reportaże! Luiza niech się nurza w fikcji, a my poczytajmy o niesamowitościach tego świata, który istnieje, choć czasem trudno uwierzyć, że on taki. Chcę Cię na lubimyczytac! Na „13 pięter” i u mnie znajdzie się kiedyś wolny moment.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej "czytuję" niż "czytam", ale owszem, tak. Na lubimyczytaciu ;) jestem, choć Lu zachęciła mnie do Goodreads i muszę przyznać, że tam mi chyba będzie wygodniej, bo można dodawać przeczytane książki z poziomu telefonu. Więc nie wiem cóż począć, rozdarta między dwa konta! :)

      Usuń
    2. Wpisuj tu i tam, jak mój mąż, jeszcze nikt od tego nie umarł. Chyba :D

      Usuń
    3. Mój mózg nie dźwiga takich rzeczy ;)

      Usuń
    4. Ja się właśnie przeprowadzam na goodreads, na LC nie mają wszystkich książek. Reportaże <3

      Usuń
    5. a tak w ogóle to czy LC też nie obsługuje wersji mobilnej? hmmm.

      Usuń
    6. uwaga, nucę motyw z Indiany Jonesa, bo ten komentarz jest tego wart! ;)
      Agato, LC ma mobilną apkę, która jest bez-na-dziej-na! Okropna.
      Jeżujeżu! Znajdźmy się! Jam jest madam z.

      Usuń

Mów do mnie.