poniedziałek, 14 marca 2016

Zobacz to #1

Spędzam w internecie jakieś straszne liczby godzin, wpada mi do głowy przerażająca ilość treści, a koszmarnie mało zostaje. Mam wrażenie, że sieć obniża mi umiejętność skupienia uwagi i prawie wcale nie korzystam z niej, żeby nauczyć się czegoś nowego i dobrego. Dlatego postanowiłam odnotować i puścić dalej w świat dobre, ciekawe, wartościowe treści, na jakie trafiłam w ostatnim czasie. Mam nadzieję, że zajrzycie pod wskazane linki i wyciągniecie z nich coś dla siebie:



1. Antykoncepcja dla mężczyzn - bardzo ciekawy, rzetelny artykuł o tym, czy jest szansa na wprowadzenie bezpiecznej, wygodnej antykoncepcji dla mężczyzn i dlaczego - jak dotąd - większy ciężar w tej kwestii spoczywa na kobietach.
2. Pani Korektor o minusach bycia freelancerem - jako żona Freelancera potwierdzam, że takie właśnie ryzyko wiąże się z tym trybem pracy. Bonusowo, do bólu prawdziwy tekst Uli o tym, jak freelancer idzie na urlop.
3. Agata o tym, jak dzięki sklepowi strawberrynet.com niechcący została archeologiem - to ważna lekcja z Zakupów w Internecie i Niesamowitych Okazji Cenowych.
4. Czy chorobę psychiczną można prawidło zdiagnozować na podstawie zestawu objawów? Eksperyment Rosenhana pokazuje, że kwestia zdrowia psychicznego ma więcej do czynienia ze społecznym osądem, niż chcielibyśmy przyznać. Przy okazji polecam wspomnianą w tekście "Kurację" Jacka Głębskiego, bardzo pouczającą i dającą do myślenia lekturę.
5. W wojnie między naturą a cywilizacją serdecznie kibicuję naturze (z mniej - więcej pełną świadomością konsekwencji, jakie jej zwycięstwo przyniosłoby dla mnie; wolę, żeby zjadły mnie wilki, niż zniewoliły maszyny, jeśli łaska). Dlatego z radością odnotowałam fakt, że w sąsiedniej dzielnicy rozzuchwaliły się bobry, a w Puszczy Wkrzańskiej pojawiły się wilki.
6. Jeśli nie umrę zjedzona przez wilki, to może z przejedzenia? Ostatnim hitem do napychania sobie brzucha jest dla mnie ten pyszny sposób na pieczarki od Deb ze Smitten Kitchen. W wersji na szybko wrzucam je na patelnię i duszę pod przykryciem przez kilkanaście minut, zamiast piec. Z czosnkiem i masłem nic nie może pójść źle. Mogłabym je jeść o każdej porze dnia.

I to tyle na dzisiaj, mam nadzieję, że Twoja zdolność koncentracji pozwoliła Ci znaleźć wśród tych linków coś ciekawego, co zostanie z Tobą na dłużej. Jeśli masz jakieś fajne treści, które Twoim zdaniem zasługują na uwagę - podziel się nimi w komentarzu, chętnie rozszerzę swoje internetowe horyzonty.

4 komentarze:

  1. Żebyś Ty wiedziała, ile ja głosów krytyki usłyszałam na temat tego tekstu o urlopie freelancera! Że przerysowane, że nieprawda, że na etacie mają gorzej… Masakra ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poważnie? Może to kwestia typu osobowości. U nas były i wakacje z laptopem, i podróż rowerem w poszukiwaniu internetu, i łapanie zasięgu w środku puszczy, żeby sprawdzić maila, i małomiasteczkowe kafejki internetowe (teraz już byśmy pewnie nie znaleźli). Z resztą, schodzenie na urlop nie tylko u freelancerów jest problematyczne - ja jestem na etacie, ale wiem, że nikt nic za mnie nie zrobi i po powrocie będę mieć stos wymieszanych losowo papierów do ogarnięcia, więc zawsze lekko pękam przed wyjazdem i zastanawiam się, czy jest tego wart.

      Usuń
  2. Koniecznie muszę przeczytać wywody koleżanki korektorki, bo to przecież moja bratnia dusza po fachu! :) Dziękuję za podlinkowanie, w ramach dzisiejszych porządków odnalazłam kilka kosmetyków z 2011 i odkryłam cienie Benefit, które też pochodzą z Truskawki i mają datę... kwiecień i maj 2007. ZNOWU. Kupiłam je ok. trzy lata temu, więc już wtedy były mocno sędziwe. A teraz najlepsze: http://pl.strawberrynet.com/makeup/benefit/cień-do-powiek-silky-powder-eye/99743/?CatgId=p#DETAIL wciąż można je kupić! I to na pewno ta sama partia, bo dawno zostały wycofane (swoją drogą wielka szkoda, bo to maty o GENIALNEJ konsystencji). Swoją drogą nr 2: te moje wciąż w pełnej formie, nie kruszą się, nie ważą, nie śmierdzą. Strach używać, ale aż żal wywalać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytaj Ulę, czytaj!

      Wiesz co, to chyba u ciebie pisałam kiedyś o cieniach do powiek, które odziedziczyłam po mamie i miały kilkanaście/-dziesiąt lat i były ok. Jakoś z pudrowymi kosmetykami mam lżejsze sumienie odnośnie przekroczonych terminów. Inna sprawa, że sprzedawanie ich za siedem dyszek to lekkie przegięcie. Ale takie rzeczy jak kremy to zgroza, przecież.

      Usuń

Mów do mnie.